"nie ma chyba nikogo, kto by w jakimś okresie swojego życia nie mial styczności z tak zwaną trudną osobą"


Toksyczne relacjeHanna Etemadi: Sądzę, że nie ma chyba nikogo, kto by w jakimś okresie swojego życia nie miał styczności z tak zwaną trudną osobą, czyli kimś zgłaszającym pod naszym adresem ciągłe pretensje, dającym odczuć, że nie jesteśmy takimi, jakimi być powinniśmy, wywołując w nas stan niepewności, zdenerwowania i złego samopoczucia. A jeśli, czego nikomu nie życzę, jesteśmy od tego kogoś w jakimś stopniu zależni, może nawet winy czy lęku.


Zuzanna Celmer: Istotnie, spotykamy takich ludzi; jeśli w sytuacjach towarzyskich lub przypadkowych - mogą nas tylko chwilowo zirytować. Gorzej, jeśli musimy z takimi osobami pracować lub jesteśmy związani z nimi rodzinnie.


H.E.: Tak, jak w przypadku rodziców i dzieci?

Z.C.: Właśnie. Trauma powstała w wyniku takich doświadczeń stanowi częsty temat w terapii, a uporanie się z nią wcale nie jest łatwe. Ten chory i często dramatyczny typ zachowań rodziców (lub jednego z nich) wobec dzieci został określony mianem związku toksycznego. Ich sposób traktowania córki lub syna, to, jak się do nich odnoszą, roszczenia, jakie kierują pod ich adresem, poniżające epitety, których im nie szczędzą działają jak trujące toksyny. Rujnują poczucie własnej wartości młodych ludzi, zaniżają ich samoocenę, niszczą ich kreatywność i spontaniczność, wpędzają w kompleksy. Bywa, że nawet zerwanie kontaktów z rodzinnym domem, kiedy jest się już w miarę dorosłym nie pozwala odciąć się od koszmaru takich przeżyć, tkwiących głęboko w psychice i kładących się ponurym cieniem w samodzielnie już prowadzonym życiu.

H.E.: Czy w takim przypadku nie mamy do czynienia z miłością w jej zaborczym wydaniu?
Z.C.: Trudno w ogóle mówić tu o miłości. Słuchając wstrząsających relacji dorosłych ludzi przywołujących horror swojego dzieciństwa widzimy tylko bezmyślność, chorą ambicję, nie liczenie się z potrzebami dziecka, a bywa, że samolubne okrucieństwo. Opowieść Marty nie tylko nie jest odosobniona, ale powiela się niestety w niezliczonej ilości różnorodnych wariantów: „Moje życie w domu byto piekłem. Nienawidzę matki, która dołowała na każdym kroku, stosując do tego wulgarne słownictwo. Jej zdaniem nic nigdy nie umiałam dobrze zrobić, bo to ona była najmądrzejsza i wszystko wiedząca. Bez przerwy krytykowała, wyzywając mnie od głupków, gnojów i darmozjadów. Jak się wściekła biła czym popadnie, pasem, kablem, nie patrzyła, czy po plecach, czy po głowie, wiele razy byłam posiniaczona, a i tak było jej mało. Od czasu do czasu potrafiła być miła i to było chyba najgorsze, bo myślałam wtedy, że może coś się zmieniło, ale właśnie po takiej chwili spokoju i ulgi obrywałam podwójnie. Teraz, kiedy jestem już dorosła, nie może podnieść na mnie ręki, ale ciągle ma pretensje i obgaduje mnie do moich znajomych. Mojemu chłopakowi powiedziała, że jestem okropnie leniwa i mam coś z głową. Czy taką kobietę można nazwać matką? To potwór.


H.E.: Czy takie traktowanie dziecka wynika z charakteru rodzica, władczego lub agresywnego, czy może jest skutkiem braku miłości w jego własnym domu rodzinnym i stanowi rodzaj rekompensaty za krzywdy, jakich sam doznał w dzieciństwie?

Z.C.: Nie ulega wątpliwości, że zasadniczy zarys naszego charakteru, czyli cech, które w trakcie dalszych doświadczeń życiowych będą ulegać wzmocnieniu lub zostaną skorygowane kształtuje się w dzieciństwie, pod wpływem rodzicielskich oddziaływań. Z faktu, że zostało się matką lub ojcem nie wynika niestety, że przykry sposób bycia, chęć postawienia na swoim za wszelką cenę, nie liczenie się z uczuciami innych, agresywność czy zwyczajna głupota ulegają raptownej zmianie. Pozostajemy takimi, jakimi byliśmy, chociaż w wielu przypadkach — szczególnie w odniesieniu do kobiet — okres ciąży, poród i uczenie się opieki nad nowonarodzonym może otworzyć uśpione dotąd pokłady ciepła czy wrażliwości. Również, jeśli wyszło się z nieżyczliwego, nieciekawego środowiska rodzinnego, w którym panowała przemoc lub chłód emocjonalny, nie jest się skazanym na powielanie tego modelu we własnym życiu. Pamiętając, jak bolesne i nieprzewidywalne było nasze dzieciństwo i lata dorastania, w stworzonym przez siebie domu staramy się postępować inaczej, aby zarówno sobie, jak i naszym dzieciom oszczędzić tego typu przeżyć.

Rzecz jednak w tym, aby zdawać sobie sprawę z mankamentów przeszłości i świadomie kontrolować nabyte wówczas zachowania. Dla wielu ludzi okazuje się to jednak za trudne. Powielają zatem wzorzec wyniesiony z rodzinnych domów, działający na zasadzie matrycy (bo często sięgający wstecz, do poprzednich pokoleń), kaleczący następne. Ale dla dziecka traktowanego w bezmyślny i okrutny sposób, narażonego na nieustanne kpiny i poniżanie, odrzucanego, nie ma żadnego znaczenia, że doznaje tych samych cierpień, jakie byty udziałem jego matki lub ojca. To nie jest jego sprawa I w szerszym kontekście — nie jest to także usprawiedliwienie dla tak postępujących rodziców. Ich obowiązkiem jest zapewnienie latorośli poczucia bezpieczeństwa, wzmacnianie samooceny, wspieranie w trudnych chwilach i okazywanie — jeśli już nie miłości — to przynajmniej życzliwości i dobrej woli.

Tak, jak zauważył jeden ze słuchaczy audycji radiowej na ten właśnie temat: „Ojciec stosował wobec mnie i brata raczej zimny wychów. Żadnych czułości, nagradzania, jasne reguły, jak należy postępować i sprawiedliwa ocena. Ale w każdej naprawdę trudnej sytuacji wiedzieliśmy, że możemy na niego liczyć. Pomagał i wspierał. Patrząc z perspektywy dorosłego człowieka, jakim teraz jestem uważam, że postępował dobrze i na swój sposób nas kochał, chociaż nigdy nam tego nie powiedział. Zawsze czuliśmy się z nim bezpiecznie".


Toksyczne relacjeH.E.: Wydaje mi się, że od małego dziecka wymaga się przede wszystkim posłuszeństwa i podporządkowania. Natomiast problemy pojawiają się później, kiedy przejawia konkretne zainteresowania i chce samo dokonywać wyborów, na przykład w kwestii przyjaciół, ubioru, spędzania wolnego czasu itp. A jeszcze później dochodzi problem decyzji o tym, co chciałoby robić w życiu. Sama to przerobiłam, będąc pod ogromną presją mamy, co ustawiło całe moje życie zawodowe. Była alternatywa: albo wyjazd na prowincję do pracy bez żadnej pomocy z domu, albo uniwersytet, ze wskazaniem konkretnego wydziału. I chociaż nie byłam bita, czy wyzywana, toksyczność mojej matki wyrażająca się w braku akceptacji dla wielu moich poczynań pozostawiła we mnie trwałe ślady. Tym bardziej, że brat był traktowany inaczej.


Z.C.: Dotknęła pani ogromnie bolesnej sprawy — różnicy w traktowaniu przez rodziców rodzeństwa. Pierwszy przykład, jaki mi się nasuwa, to trwająca już 58 lat, bo tyle ma moja pacjentka, głęboka niechęć jej matki wobec wszystkiego, co ta sobą reprezentuje, przy absolutnym pobłażaniu jej młodszemu o osiem lat bratu. To niemal kuficzny przykład, jak ślepa i bezrozumna miłość może sprowadzić zdolnego człowieka do roli życiowego nieudacznika.
On nigdy nic nie musiał, wszystko miał podane na tacy i wyrastał w poczuciu swojej nadzwyczajności. Ona w ocenie matki zawsze była nie taka jak trzeba. Poza lekcjami miała stertę domowych obowiązków, z których brat był zwolniony i jakkolwiek by się nie starała, nigdy jej się nie udało zasłużyć na pochwałę. Bardzo szybko „wyszła" z domu, pracując w czasie studiów, co pozwalało samodzielnie się utrzymać. Po wyjściu za mąż wyjechała za granicę, a następnie przez szereg lat była zatrudniona w prestiżowych zagranicznych firmach, na kierowniczych stanowiskach. Dorobiła się pięknego domu, przyjaciół na całym świecie, sympatii i szacunku ludzi. W tym czasie brat przeciągał studia na koszt rodziców, nie zrobił absolutorium, ożenił się i rozwiódł, zostawiając żonę ze wspólnym dzieckiem i od czasu do czasu dorywczo pracował. Matka aprobowała wszystkie jego decyzje, zasilając solidnie jego domowy budżet. Kiedy się rozpił i nie mógł znaleźć żadnej pracy (co trwa do dziś), co prawda się martwiła, ale w dalszym ciągu usprawiedliwiała jego postępowanie. Co najlepsze, pretensje i złość z powodu jego nieudanego losu kieruje do córki. Słuchając litanii pretensji, jakimi „częstuje" ją przy każdej wizycie odnosi się wrażenie, że matka ma do niej żal za sensownie ułożone życie, osiągnięcia zawodowe, zasobność. Nieustannie wraca konieczność pomocy biednemu braciszkowi i złość, że siostra nie widzi takiego powodu i nieodmiennie postuluje, aby znalazł pracę i zaczął sam na siebie zarabiać. Matce jakoś nie przeszkadza, że pięćdziesięcioletni mężczyzna zajmuje jej mieszkanie przeznaczone kiedyś na wynajem, za które zresztą sama płaci, podobnie, jak za wszystkie świadczenia; że jeździ jej starym samochodem, do którego ona dopłaca (przeglądy, benzyna) i że kilka razy w miesiącu daje mu pieniądze, wydawane następnie na papierosy i piwo.
Każda rozmowa na ten temat kończy się awanturą. Matka wykrzykuje córce, że jest bez serca, że niczego nie rozumie, że nie każdemu może się tak udać, jak jej. Na argument, że nie tyle jej się udało, ale ciężko na wszystko zapracowała, matka dostaje skurczu serca, pozostawiając moją pacjentkę z poczuciem winy, że doprowadziła ją do tego stanu.


H.E.: Także znam wiele podobnych sytuacji. Zawsze łączą się z krzywdą i bólem tego dziecka, które tak właśnie jest traktowane, choćby było już od dawna dorosłym człowiekiem...


Z.C.: Toksyczność wyraża się w różnorodnych formach wymuszania podporządkowania się żądaniom rodziców samodzielnych już przecież ludzi i właśnie o tym będziemy rozmawiały w kolejnym numerze.

 

Hanna EtemadiHanna Etemadi
Znana dziennikarka telewizyjna i dokumentalistka, autorka wielu filmów, programów publicystycznych, literackich i poradnikowych, w tym także z dziedziny medycyny, zdrowia i urody. Od lat pasjonuje się medycyną klasyczną i naturalną, zwłaszcza medycyną Dalekiego Wschodu. Publikuje artykuły i reportaże ze spotkań z pionierami nowych metod diagnozowania i leczenia.

 

 

Zuzanna CelmerZuzanna Celmer
Jest licencjonowaną terapeutką. Jest autorką 9 książek, z których trzy zostały przetłumaczone na języki obce i wielu publikacji poruszających kwestie jakości życia w związku i społeczeństwie. Prowadzi terapię indywidualną i grupową, seminaria szkoleniowe dla firm w Polsce oraz treningi interpersonalne w Rosji.

 

 

 

Artykuł z magazynu Apetyt na zdrowie nr 13 (maj - czerwiec / lipiec - sierpień 2012)
pobierz artykuł w formacie PDF